poniedziałek, 23 września 2013

Rozdział 1

Był kolejny ciepły wakacyjny dzień. Jak zwykle siedziałem w kącie pokoju, z nogami podkurczonymi pod brodą i książką w dłoniach. Moje oczy szczegółowo śledziły tekst i notowały w moim mózgu. Byłem niezwykle zaciekawiony tym co czytam i nie zwracałem uwagi na mojego najlepszego przyjaciela, siedzącego na łóżku wpatrującego się we mnie z czymś nieodgadnionym w oczach. Zdawał być się zamyślony, więc zainteresowany raz po raz zerkałem na niego znad lektury.
Po około godzinie zaczął się denerwować. Chodził po pokoju, otwierał głośno szafki i szuflady. Tak jakby chciał zwrócić na siebie uwagę. Zawsze lubił być w centrum zainteresowania. To czasem było urocze jak wtulaniem się w mój bok, całując w policzek, lub przytulając, chciał odciągnąć mnie od tego, co robiłem. Kochałem sposób w jaki wtulał swoją kręconą czuprynę w zagłębienie mojej szyi. Potrzebował czułości i ja mu to dawałem, ponieważ był dla mnie bardzo ważny. Najważniejszy…
-Pójdziemy pograć w piłkę ? - zapytał, kręcąc w dłoniach swoją piłkę od nogi.
Nie odpowiedziałem nawet nie odrywając wzroku od malutkich literek, których bez okularów nie byłbym w stanie odczytać.
- To może pójdziemy na lody ? - ponownie zaproponował Styles z nutką nadziei w głosie podchodząc bliżej mnie.
Pokręciłem przecząco głową zupełnie nie zainteresowany jego gadaniem. Czasem był naprawdę denerwujący.
-Lou, proszę zostaw te książkę, w końcu ! - krzyknął na mnie Harry, a jego twarz całkowicie pozbawiona została tego pięknego, uroczego uśmiechu, który zawsze tam gościł
Wiem, że była to moja wina, ale nie przejmowałem się tym. Czasami potrafiłem być dupkiem, nawet dla kogoś takiego jak on.
Odłożyłem książkę na bok, zaznaczając w miejscu gdzie skończyłem, zaginając kartkę na rogu. Poprawiłem okulary zsuwające mi się z nosa i spojrzałem na rozwścieczonego Harry’ego.
-Harry uspokój się. - powiedziałem szorstkim głosem. - Nie zachowuj się jak rozkapryszony dzieciak. Narzucasz się, a ja chciałem tylko w spokoju poczytać książkę. SAM .. - podkreśliłem ostatnie słowa.
-Rozumiem. A więc… nie b-będę ccii się nnarzucał.. - wymamrotał smutno Harry z cieknącymi łzami po zarumienionych policzkach.
Po tych słowach wybiegł szybko z pokoju i mojego domu. Dobiegł mnie jedynie trzask drzwi frontowych, a tuż po tym dotarło do mnie co się stało.
Jak mogłem być tak głupi. Nigdy nie potrafiłem nad sobą panować. W zdenerwowaniu mówiłem coś czego nie chciałem, ale nigdy nie żałowałem tak jak teraz.
Siedziałem dalej skulny a pojedyncza łza spłynęła wzdłuż mojej twarzy.
Po chwili usłyszałem kilka delikatnych puknięć. Podszedłem do drzwi i otworzyłem je. Widząc, że stała tam moja mama zamiast najlepszego przyjaciela, więcej łez zaczęło spływać po moich policzkach. Natychmiast zagarnęła mnie w ramiona próbując dodać otuchy.
-Kochanie dlaczego Harry wybiegł z naszego domu płacząc ? I dlaczego ty również płaczesz ? - pytała głaszcząc moje plecy w pocieszającym geście.
-J-jja na nniego nakrzycza-łłem … Nie cchhciałem… Mamo on jest dla mnie najważniejszy na świecie. Nie chcę go stracić. - załkałem.
-Biegnij. - powiedziała.
Zaskoczony spojrzałem na jej twarz, nie wiedząc o co chodzi.
-Lou biegnij za nim kochanie ! Znajdź i przeproś. No już !!
Pocałowałem ją przelotnie w policzek i wybiegłem ile sił w nogach. Nawet przez głowę mi nie przeszło żeby skierować się w stronę jego domu. Nie lubił tam przebywać. Od czasu naszego spotkania tylko i wyłącznie spotykaliśmy się na naszej polanie. Kiedy miał jakiś problem, zmartwienie, pokłócił się z mamą lub siostrą, przychodził właśnie tutaj. Kochał to miejsce. Fascynowało go oglądanie zachodów słońca i czasami błagał mnie bym wymknął się w nocy z domu i oglądał z nim gwiazdy. Przytulał się wtedy do mnie, a ja całowałem jego policzek, na co cicho mruczał. Uwielbiał koty i czasem przypominał jednego z nich, ale był sto razy słodszy i ładniejszy.
Już po kilku tygodniach naszej znajomości odczuwałem jakiś pociąg do tego chłopaka. W małym stopniu, ale jednak. Na początku się tym nie przejmowałem, ale jak widać później miało to duże znaczenie.
Kiedy już cały zdyszany dobiegłem do celu. Już z daleka widziałem, że ktoś siedział przy starym drzewie z głową między nogami. Wszędzie rozpoznałbym te burze loków.
Powoli podszedłem do niego od tyłu i mocno do siebie przytuliłem.
Momentalnie podskoczył, przestraszony nagłą obecnością innej osoby. Lecz gdy spojrzał mi w oczy zdziwienie znów przerodziło się w ból. Widziałem to dokładnie. Ból, zranienie i trochę przerażenia. Mogłem z niego czytać jak z otwarte księgi. Nigdy nie udało mu się mnie oszukać ani nawet nabrać, ponieważ jedno spojrzenie w jego oczy wystarczyło bym wiedział całą prawdę.
Delikatnie pogłaskałem go dłonią po policzku, całując jego mokry policzek.
-Przepraszam Harry. Tak bardzo przepraszam. Nie chciałem na ciebie naskoczyć. To było głupie i wiem, że moje wyjaśnienia mogą nic nie dać, ale wiedź, że bardzo żałuję. - czułem jak i w moich oczach zbierają się łzy.
Harry był delikatny. Tyle razy ludzie go ranili, że nie potrafił człowiekowi zaufać. Jego mama ostrzegała mnie, że miał ciężkie dzieciństwo. Że rówieśnicy robili sobie z niego okropne żarty, upokarzali go. Był taki delikatny i niewinny, jak łza, która spływała po jego policzku.
-N-niic… - pociągnął nosem, wycierając rękawem swetra oczy i kontynuował. - Nic nie szkodzi Lou. Ja po prostu znowu poczułem jakbym nie miał nikogo.
-Masz mnie kochanie. Nic tego nie zmieni. Nigdy..
-Przysięgasz ?
-Tak Hazz, przysięgam.
-Na zawsze Boo ?
-Na zawsze Haroldzie.
Składając te obietnice cały czas patrzyliśmy sobie w oczy. Jego były całe spuchnięte od płaczu, ale dalej piękne. Ten kolor żywej trawy doprowadzał mnie do euforii. Nie kontrolowałem swoich ruchów.
Harry przelotnie spojrzał na moje lekko uchylone wargi i znów wrócił do oczu. Nie potrzebowałem już nic więcej, ani jednego słowa. Wystarczyło zobaczyć ten błysk w jego źrenicach.
Natychmiast nie tracąc czasu przycisnąłem swoje spragnione usta do jego.
Pocałunek był delikatny i czuły i za jego pomocą próbowałem przekazać wszystko, co czuję. Cały czas obserwowałem twarz chłopaka, która wydawała się paletą barw w świetle zachodzącego słońca.
Piękny moment, niczym z jakiegoś filmu, gdzie para zakochanych przeżywa swój pierwszy pocałunek. Tylko że to był mój jak i Harry’ego pierwszy w życiu pocałunek, którego już nigdy nie miałem zapomnieć. Bo dzięki niemu zrozumiałem, że Styles na dobre zagościł w moim sercu i miałem już nigdy o nim nie zapomnieć. Nie wiem co dla niego to oznaczało, ale przez jeden pocałunek człowiek się nie zakochuje, prawda ?
Tego dnia podróż samochodem,była koszmarem. Deszcz uderzał w szyby jadącego samochodu. Wycieraczki ledwo nadążały ze zbieraniem wody a ulice były tak śliskie, że nie trudno było o wypadek.
Jednak Louis Tomlisnon jechał wytrwale przez ulewę wiedząc, że jeśli teraz zatrzyma samochód, nie odważy się dojechać do celu. Zawróci niczym tchórz nie stawiając czoła swoim lękom i obawą.
Wspomnienia nawiedzały go każdego dnia od czasu podjęcia decyzji o powrocie. Nie miał wielkiego wyboru, ponieważ mama jego córeczki nie żyje, a studia i tak już rzucił, więc co miało trzymać tego młodego mężczyznę w Londynie ? Nic… Nigdy nie lubił tego miasta. Czuł się tam nieszczęśliwy. Próbował zintegrować się z innymi,chodził na imprezy, czego również skutek znamy. Ale nigdy nie znalazł tej jednej osoby, z którą mógłby nawiązać kontakt, bądź bliższe relacje.
Bo nie było tam Harry’ego.
Po tylu latach od wyjazdu Louisa, on wciąż nie mógł zapomnieć.
Nie mógł wymazać z pamięci tych głębokich zielonych oczu przesyconych jakimś głębokim uczuciem i zaufaniem, kiedy wpatrywały się w jego błękitne. Nie mógł zapomnieć szerokiego uśmiechu, który tak kochał ponieważ odkrywał dołeczki jego najlepszego przyjaciela. Nie mógł wymazać z pamięci tych wszystkich wspólnie spędzonych chwil, bo było ich zbyt dużo i były zbyt piękne, by mógł kiedykolwiek zapomnieć.
Wiedział że kochał Harry’ego. Wiedział od czasu wspomnianej kłótni. Od kiedy ich przyjaźń przybrała nowy tor, tuż po pocałunku. Później działo się to coraz częściej, aż uzależnił się od uczucia miękkich, malinowych warg na swoich.
Wiedział że był idiotą wyjeżdżając. Wiedział że popełnił błąd. Zaraz po przejechaniu tablicy miasta chciał zawrócić, pobiec do Harry;ego, pocałować i wyznać, że kocha go całym swoim sercem, ale nie mógł, był za słaby.
Od samego wspominania tego jakże trudnego czasu, po policzkach Louisa spłynęła łza. Czuł się źle. Wiedział że zawiódł wtedy nie tylko siebie, ale i najważniejszą osobą w jego życiu.
I teraz po powrocie jeśli byłoby to tylko możliwe, a Harry zechciały chociaż z nim porozmawiać
oddały wszystko by ten dał mu szanse. Mógłby czekać nawet kilka lat, ale chciał znów poczuć miłość loczka. Tą niesamowitą przyjaźń i uczucie, że jest dla kogoś ważny.
Oddałby wszystko.
-Tatusiu, dobrze się czujesz ? - z rozmyśleń wyrwał go głos zaniepokojonej Darcy. Uśmiechnął się patrząc na jej uroczą twarz, ponieważ jakimś cudem była bardzo podobna do straconej przed laty osoby.
-Tak kochanie. Wszystko jest w porządku. Zaraz będziemy na miejscu. - odparł wycierając policzki mokre od łez.
-Dlaczego teraz tam zamieszkamy ?
-Ponieważ tatuś bardzo kocha to miasto i tam się urodził, wiesz ?
-A będę miała swój pokój ? - spytała ciekawska istota z małym cwanym uśmieszkiem na twarzy. Zupełnie tak jak Harry.
-Oczywiście księżniczko, będziesz miała również ogromną szafę na twoje śliczne sukieneczki i kapelusze.
-Trzymam cię za słowo tatusiu.
Louis zaśmiał się pod nosem, nie rozumiejąc czasem jak taka małą dziewczynka może być tak inteligentna. Ale cóż była jego córeczką, kochał ją nad życie i był z niej dumny.
~* *~
Niedługo potem deszcz ustał a na niebie ukazała się tęcza. Louis wraz córką, przekraczali próg swojego nowego domu. Dziewczynka z niemym zachwytem zaczęła biegać i oglądać wszystko co w padło jej w rękę, za to w Tomlisnona znów uderzyły wspomnienia. Jednak tym razem udało mu się je zatrzymać, nie chcąc znów zamartwiać swojej córki.
Zamiast tego wniósł wszystkie walizki i kartony z rzeczami, jakie mieli w mieszkaniu w Londynie. Nie mieli ich dużo. Żylic skromnie, ale Darcy nigdy niczego nie brakowało. Była szczęśliwym dzieckiem obdarzonym nieprzeciętną miłością.
Lou chciał być jak najlepszy dla swojej córki, ponieważ straciła mamę. Nigdy jej nie poznała, ale czuł że musi być dla niej i mamą i tatą w jednym, by nigdy nie odczuła braku rodzica.
Kiedy cały bałagan z rozpakowywaniem rzeczy i sprzątaniem był za nimi. Darcy zasnęła na wielkim łóżku w jej nowym pokoju. Louis okrył dziecko delikatnie kołdrą i po cichutku wyszedł na korytarz. Szedł nim powoli przypatrując się rzędowi zdjęć oprawionych pięknymi ramkami na ścianach. Przedstawiały rodziców, jego, jego i Harry’ego.
Ciężko było Louisowi z tym wszystkim. Ciężko przeżył śmierć rodziców. Kilka dni nie wychodził z domu, nie odbierał telefonów oraz nie odpowiadał na wiadomości. Wtedy wiedział że stracił już każdą możliwą ważną dla niego osobę. Została mu tylko jego mała córeczka, jedyny promyczek nadziei.
Nie kryjąc już łez uderzył plecami o ścianę i zanosząc się szlochem zjechał po niej.
Tak bardzo chciał cofnąć czas i nigdy nie popełnić tych samych błędów dwa razy. Ale wiedział, że to mogą być tylko marzenia.
Jedyne co mu zostało to nadzieja na lepsze jutro. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz