poniedziałek, 23 września 2013

Rozdział 1

Był kolejny ciepły wakacyjny dzień. Jak zwykle siedziałem w kącie pokoju, z nogami podkurczonymi pod brodą i książką w dłoniach. Moje oczy szczegółowo śledziły tekst i notowały w moim mózgu. Byłem niezwykle zaciekawiony tym co czytam i nie zwracałem uwagi na mojego najlepszego przyjaciela, siedzącego na łóżku wpatrującego się we mnie z czymś nieodgadnionym w oczach. Zdawał być się zamyślony, więc zainteresowany raz po raz zerkałem na niego znad lektury.
Po około godzinie zaczął się denerwować. Chodził po pokoju, otwierał głośno szafki i szuflady. Tak jakby chciał zwrócić na siebie uwagę. Zawsze lubił być w centrum zainteresowania. To czasem było urocze jak wtulaniem się w mój bok, całując w policzek, lub przytulając, chciał odciągnąć mnie od tego, co robiłem. Kochałem sposób w jaki wtulał swoją kręconą czuprynę w zagłębienie mojej szyi. Potrzebował czułości i ja mu to dawałem, ponieważ był dla mnie bardzo ważny. Najważniejszy…
-Pójdziemy pograć w piłkę ? - zapytał, kręcąc w dłoniach swoją piłkę od nogi.
Nie odpowiedziałem nawet nie odrywając wzroku od malutkich literek, których bez okularów nie byłbym w stanie odczytać.
- To może pójdziemy na lody ? - ponownie zaproponował Styles z nutką nadziei w głosie podchodząc bliżej mnie.
Pokręciłem przecząco głową zupełnie nie zainteresowany jego gadaniem. Czasem był naprawdę denerwujący.
-Lou, proszę zostaw te książkę, w końcu ! - krzyknął na mnie Harry, a jego twarz całkowicie pozbawiona została tego pięknego, uroczego uśmiechu, który zawsze tam gościł
Wiem, że była to moja wina, ale nie przejmowałem się tym. Czasami potrafiłem być dupkiem, nawet dla kogoś takiego jak on.
Odłożyłem książkę na bok, zaznaczając w miejscu gdzie skończyłem, zaginając kartkę na rogu. Poprawiłem okulary zsuwające mi się z nosa i spojrzałem na rozwścieczonego Harry’ego.
-Harry uspokój się. - powiedziałem szorstkim głosem. - Nie zachowuj się jak rozkapryszony dzieciak. Narzucasz się, a ja chciałem tylko w spokoju poczytać książkę. SAM .. - podkreśliłem ostatnie słowa.
-Rozumiem. A więc… nie b-będę ccii się nnarzucał.. - wymamrotał smutno Harry z cieknącymi łzami po zarumienionych policzkach.
Po tych słowach wybiegł szybko z pokoju i mojego domu. Dobiegł mnie jedynie trzask drzwi frontowych, a tuż po tym dotarło do mnie co się stało.
Jak mogłem być tak głupi. Nigdy nie potrafiłem nad sobą panować. W zdenerwowaniu mówiłem coś czego nie chciałem, ale nigdy nie żałowałem tak jak teraz.
Siedziałem dalej skulny a pojedyncza łza spłynęła wzdłuż mojej twarzy.
Po chwili usłyszałem kilka delikatnych puknięć. Podszedłem do drzwi i otworzyłem je. Widząc, że stała tam moja mama zamiast najlepszego przyjaciela, więcej łez zaczęło spływać po moich policzkach. Natychmiast zagarnęła mnie w ramiona próbując dodać otuchy.
-Kochanie dlaczego Harry wybiegł z naszego domu płacząc ? I dlaczego ty również płaczesz ? - pytała głaszcząc moje plecy w pocieszającym geście.
-J-jja na nniego nakrzycza-łłem … Nie cchhciałem… Mamo on jest dla mnie najważniejszy na świecie. Nie chcę go stracić. - załkałem.
-Biegnij. - powiedziała.
Zaskoczony spojrzałem na jej twarz, nie wiedząc o co chodzi.
-Lou biegnij za nim kochanie ! Znajdź i przeproś. No już !!
Pocałowałem ją przelotnie w policzek i wybiegłem ile sił w nogach. Nawet przez głowę mi nie przeszło żeby skierować się w stronę jego domu. Nie lubił tam przebywać. Od czasu naszego spotkania tylko i wyłącznie spotykaliśmy się na naszej polanie. Kiedy miał jakiś problem, zmartwienie, pokłócił się z mamą lub siostrą, przychodził właśnie tutaj. Kochał to miejsce. Fascynowało go oglądanie zachodów słońca i czasami błagał mnie bym wymknął się w nocy z domu i oglądał z nim gwiazdy. Przytulał się wtedy do mnie, a ja całowałem jego policzek, na co cicho mruczał. Uwielbiał koty i czasem przypominał jednego z nich, ale był sto razy słodszy i ładniejszy.
Już po kilku tygodniach naszej znajomości odczuwałem jakiś pociąg do tego chłopaka. W małym stopniu, ale jednak. Na początku się tym nie przejmowałem, ale jak widać później miało to duże znaczenie.
Kiedy już cały zdyszany dobiegłem do celu. Już z daleka widziałem, że ktoś siedział przy starym drzewie z głową między nogami. Wszędzie rozpoznałbym te burze loków.
Powoli podszedłem do niego od tyłu i mocno do siebie przytuliłem.
Momentalnie podskoczył, przestraszony nagłą obecnością innej osoby. Lecz gdy spojrzał mi w oczy zdziwienie znów przerodziło się w ból. Widziałem to dokładnie. Ból, zranienie i trochę przerażenia. Mogłem z niego czytać jak z otwarte księgi. Nigdy nie udało mu się mnie oszukać ani nawet nabrać, ponieważ jedno spojrzenie w jego oczy wystarczyło bym wiedział całą prawdę.
Delikatnie pogłaskałem go dłonią po policzku, całując jego mokry policzek.
-Przepraszam Harry. Tak bardzo przepraszam. Nie chciałem na ciebie naskoczyć. To było głupie i wiem, że moje wyjaśnienia mogą nic nie dać, ale wiedź, że bardzo żałuję. - czułem jak i w moich oczach zbierają się łzy.
Harry był delikatny. Tyle razy ludzie go ranili, że nie potrafił człowiekowi zaufać. Jego mama ostrzegała mnie, że miał ciężkie dzieciństwo. Że rówieśnicy robili sobie z niego okropne żarty, upokarzali go. Był taki delikatny i niewinny, jak łza, która spływała po jego policzku.
-N-niic… - pociągnął nosem, wycierając rękawem swetra oczy i kontynuował. - Nic nie szkodzi Lou. Ja po prostu znowu poczułem jakbym nie miał nikogo.
-Masz mnie kochanie. Nic tego nie zmieni. Nigdy..
-Przysięgasz ?
-Tak Hazz, przysięgam.
-Na zawsze Boo ?
-Na zawsze Haroldzie.
Składając te obietnice cały czas patrzyliśmy sobie w oczy. Jego były całe spuchnięte od płaczu, ale dalej piękne. Ten kolor żywej trawy doprowadzał mnie do euforii. Nie kontrolowałem swoich ruchów.
Harry przelotnie spojrzał na moje lekko uchylone wargi i znów wrócił do oczu. Nie potrzebowałem już nic więcej, ani jednego słowa. Wystarczyło zobaczyć ten błysk w jego źrenicach.
Natychmiast nie tracąc czasu przycisnąłem swoje spragnione usta do jego.
Pocałunek był delikatny i czuły i za jego pomocą próbowałem przekazać wszystko, co czuję. Cały czas obserwowałem twarz chłopaka, która wydawała się paletą barw w świetle zachodzącego słońca.
Piękny moment, niczym z jakiegoś filmu, gdzie para zakochanych przeżywa swój pierwszy pocałunek. Tylko że to był mój jak i Harry’ego pierwszy w życiu pocałunek, którego już nigdy nie miałem zapomnieć. Bo dzięki niemu zrozumiałem, że Styles na dobre zagościł w moim sercu i miałem już nigdy o nim nie zapomnieć. Nie wiem co dla niego to oznaczało, ale przez jeden pocałunek człowiek się nie zakochuje, prawda ?
Tego dnia podróż samochodem,była koszmarem. Deszcz uderzał w szyby jadącego samochodu. Wycieraczki ledwo nadążały ze zbieraniem wody a ulice były tak śliskie, że nie trudno było o wypadek.
Jednak Louis Tomlisnon jechał wytrwale przez ulewę wiedząc, że jeśli teraz zatrzyma samochód, nie odważy się dojechać do celu. Zawróci niczym tchórz nie stawiając czoła swoim lękom i obawą.
Wspomnienia nawiedzały go każdego dnia od czasu podjęcia decyzji o powrocie. Nie miał wielkiego wyboru, ponieważ mama jego córeczki nie żyje, a studia i tak już rzucił, więc co miało trzymać tego młodego mężczyznę w Londynie ? Nic… Nigdy nie lubił tego miasta. Czuł się tam nieszczęśliwy. Próbował zintegrować się z innymi,chodził na imprezy, czego również skutek znamy. Ale nigdy nie znalazł tej jednej osoby, z którą mógłby nawiązać kontakt, bądź bliższe relacje.
Bo nie było tam Harry’ego.
Po tylu latach od wyjazdu Louisa, on wciąż nie mógł zapomnieć.
Nie mógł wymazać z pamięci tych głębokich zielonych oczu przesyconych jakimś głębokim uczuciem i zaufaniem, kiedy wpatrywały się w jego błękitne. Nie mógł zapomnieć szerokiego uśmiechu, który tak kochał ponieważ odkrywał dołeczki jego najlepszego przyjaciela. Nie mógł wymazać z pamięci tych wszystkich wspólnie spędzonych chwil, bo było ich zbyt dużo i były zbyt piękne, by mógł kiedykolwiek zapomnieć.
Wiedział że kochał Harry’ego. Wiedział od czasu wspomnianej kłótni. Od kiedy ich przyjaźń przybrała nowy tor, tuż po pocałunku. Później działo się to coraz częściej, aż uzależnił się od uczucia miękkich, malinowych warg na swoich.
Wiedział że był idiotą wyjeżdżając. Wiedział że popełnił błąd. Zaraz po przejechaniu tablicy miasta chciał zawrócić, pobiec do Harry;ego, pocałować i wyznać, że kocha go całym swoim sercem, ale nie mógł, był za słaby.
Od samego wspominania tego jakże trudnego czasu, po policzkach Louisa spłynęła łza. Czuł się źle. Wiedział że zawiódł wtedy nie tylko siebie, ale i najważniejszą osobą w jego życiu.
I teraz po powrocie jeśli byłoby to tylko możliwe, a Harry zechciały chociaż z nim porozmawiać
oddały wszystko by ten dał mu szanse. Mógłby czekać nawet kilka lat, ale chciał znów poczuć miłość loczka. Tą niesamowitą przyjaźń i uczucie, że jest dla kogoś ważny.
Oddałby wszystko.
-Tatusiu, dobrze się czujesz ? - z rozmyśleń wyrwał go głos zaniepokojonej Darcy. Uśmiechnął się patrząc na jej uroczą twarz, ponieważ jakimś cudem była bardzo podobna do straconej przed laty osoby.
-Tak kochanie. Wszystko jest w porządku. Zaraz będziemy na miejscu. - odparł wycierając policzki mokre od łez.
-Dlaczego teraz tam zamieszkamy ?
-Ponieważ tatuś bardzo kocha to miasto i tam się urodził, wiesz ?
-A będę miała swój pokój ? - spytała ciekawska istota z małym cwanym uśmieszkiem na twarzy. Zupełnie tak jak Harry.
-Oczywiście księżniczko, będziesz miała również ogromną szafę na twoje śliczne sukieneczki i kapelusze.
-Trzymam cię za słowo tatusiu.
Louis zaśmiał się pod nosem, nie rozumiejąc czasem jak taka małą dziewczynka może być tak inteligentna. Ale cóż była jego córeczką, kochał ją nad życie i był z niej dumny.
~* *~
Niedługo potem deszcz ustał a na niebie ukazała się tęcza. Louis wraz córką, przekraczali próg swojego nowego domu. Dziewczynka z niemym zachwytem zaczęła biegać i oglądać wszystko co w padło jej w rękę, za to w Tomlisnona znów uderzyły wspomnienia. Jednak tym razem udało mu się je zatrzymać, nie chcąc znów zamartwiać swojej córki.
Zamiast tego wniósł wszystkie walizki i kartony z rzeczami, jakie mieli w mieszkaniu w Londynie. Nie mieli ich dużo. Żylic skromnie, ale Darcy nigdy niczego nie brakowało. Była szczęśliwym dzieckiem obdarzonym nieprzeciętną miłością.
Lou chciał być jak najlepszy dla swojej córki, ponieważ straciła mamę. Nigdy jej nie poznała, ale czuł że musi być dla niej i mamą i tatą w jednym, by nigdy nie odczuła braku rodzica.
Kiedy cały bałagan z rozpakowywaniem rzeczy i sprzątaniem był za nimi. Darcy zasnęła na wielkim łóżku w jej nowym pokoju. Louis okrył dziecko delikatnie kołdrą i po cichutku wyszedł na korytarz. Szedł nim powoli przypatrując się rzędowi zdjęć oprawionych pięknymi ramkami na ścianach. Przedstawiały rodziców, jego, jego i Harry’ego.
Ciężko było Louisowi z tym wszystkim. Ciężko przeżył śmierć rodziców. Kilka dni nie wychodził z domu, nie odbierał telefonów oraz nie odpowiadał na wiadomości. Wtedy wiedział że stracił już każdą możliwą ważną dla niego osobę. Została mu tylko jego mała córeczka, jedyny promyczek nadziei.
Nie kryjąc już łez uderzył plecami o ścianę i zanosząc się szlochem zjechał po niej.
Tak bardzo chciał cofnąć czas i nigdy nie popełnić tych samych błędów dwa razy. Ale wiedział, że to mogą być tylko marzenia.
Jedyne co mu zostało to nadzieja na lepsze jutro. 

niedziela, 2 czerwca 2013

Prolog

Zawsze pragnąłem mieć więcej niż posiadałem. Dążyłem w życiu do tego by osiągnąć jak najwięcej. Dawałem od siebie tyle ile mogłem, co się opłacało.
W szkole miałem najlepsze stopnie, co mnie satysfakcjonowało, jednak doskwierała mi samotność. Ludzie oceniali mnie nie mając kompletnego pojęcia kim jestem. Kojarzyli mnie tylko z tego, że byłem na zdjęciach w gazetkach szkolnych z pucharem w ręce za wygrane olimpiady.
Nie było dla mnie rzeczy niemożliwych, jeśli w grę wchodziła nauka.
Rozumiałem wszystko. Z niewiarygodną prędkością opanowywałem materiał tak, że przeskoczyłem parę klas. Jako szesnastolatek byłem już w drugiej klasie liceum. Tam patrzyli się na mnie jak na prawdziwego odmieńca. Na korytarzu omijali mnie szerokim łukiem, tak by nawet przez przypadek się o mnie nie obetrzeć.
Wiele godzin spędziłem siedząc w kącie pokoju, płacząc z bezsilności i samotności.
O tak... samotność. To nieodzowna część mojego życia. Skupiałem się na osiąganiu moich celów, wywyższania się ponad przeciętność, zamiast na szukaniu przyjaciół.
Tak więc przez wiele lat jedynymi osobami, które poświęcały mi czas byli moi rodzice i nauczyciele.
Ci pierwsi wspierali mnie i pocieszali w trudnych momentach, za to drudzy chwalili ile się tylko dało za to jak godnie reprezentuję szkołę.
Przez pewien czas odpowiadał mi taki układ. Lecz kiedy nadszedł koniec roku szkolnego i rozpoczęły wakacje, coś we mnie pękło. Siedząc na werandzie domu, z książką na kolanach, obserwowałem każdego dnia przechadzające się grupki znajomych. Śmiali się z każdej drobnostki, przytulali się i po ich twarzach było widać szczęście. Uśmiech był przyklejony do ich twarzy i gdy wracali tą samą drogą wiele godzin później on dalej nie znikał.
Kiedy ja patrzyłem w lustro widziałem jedynie średniego wzrostu nastolatka, w okularach i książką w ręce, która zawsze się tam znajdowała jakby została przyklejona niezwykle mocnym klejem.
Cóż tak właśnie czułem się dobrze. Nie zwracano na mnie uwagi i mogłem żyć w swoim świecie. Świecie książek i nauk ścisłych. Jednak tak jak wcześniej nadmieniłem, z czasem zaczęło mi czegoś brakować. Przyjaciela, któremu mógłbym się wyżalić, lub pochwalić nowo zdobytą nagrodą. Przyjaciela, którego mógłbym przytulić i tak jak te pary na ulicy, śmiać się z nim tak długo aż zdrętwiała by mi szczęka.
Chciałem mieć po prostu kogoś na tyle bliskiego bym poczuł, że jestem dla kogoś ważny.
Moje marzenia rozkwitały z czasem. Zastanawiałem się czy kiedyś będzie mi dane przeżyć tyle ile moi rówieśnicy. Widziałem zaniepokojone twarze moich rodziców, gdy widzieli jak smutny siedzę i wpatruję w grupy młodzieży. Martwili się o mnie, wiele razy namawiali, bym odłożyć chodź na chwilę te książki i wyszedł na spacer. Zachęcali, błagali, ale nie słuchałem ich. Z jednej strony wiedziałem, że źle postępuję, że w ten sposób nigdy się nie otworzę na ludzi. Lecz zamknięcie się w czterech ścianach było łatwiejsze. Może brakowało mi motywacji do działania ? Nie... tu chodziło o coś innego. Raczej o fakt iż mogłem zostać odrzucony. Bałem się że ktoś może mnie zranić. Pobawi się mną, da nadzieję, że w końcu nie jestem sam, a później odstawi na bok, tłumacząc, że to były tylko żarty.

Tydzień po rozpoczęciu się wakacji, coś we mnie pękło. Narzuciłem na siebie granatową bluzę, zabrałem książkę w dłoń i wybiegłem z domu. Szedłem szybkim krokiem wzdłuż ulicy, szukając jakiegoś spokojnego miejsca. Czułem wzrok ludzi na sobie. Może mi się zdawało lub nie, ale mierzyli mnie swoimi oczami jakbym był jakimś potworem. Często wydawało mi się, że patrzą na mnie jak na odmieńca, którym przysięgam nie byłem. Bo jak zamkniętego w sobie, samotnego i załamanego psychicznie, nastolatka można nazwać odmieńcem ? Nie każdy rodzi się z super, przebojową osobowością. Niektórzy rodzą się nieśmiali i wrażliwi. I niestety padło na mnie, że musiałem się taki rodzić.
Po długim spacerze, w końcu dotarłem do spokojnego miejsca. Właściwie nigdy tam nie byłem. Tak bardzo zatraciłem się w swoich rozmyślaniach, że nie zauważyłem iż dawno za mną zniknęły zabudowania miasta. Trafiłem na niewielką polanę. Z daleka słyszałem szum rzeki. Dookoła otaczały mnie drzewa, rzucające cień na wysoką trawę. Gdzieniegdzie można było dostrzec fioletowe, bądź czerwone kwiaty. Nie ukrywam było to cudowne miejsce. Wciąż napawając się pięknem otaczającej mnie przyrody, usiadłem pod wielkim dębem, rosnącym na samym środku owej polany. Otworzyłem książkę i zacząłem czytać jej zawartość. Po raz pierwszy od dawna nie była to książką naukowa lub poradnik młodego chemika. Wziąłem coś by się odprężyć i zrelaksować. Zagłębiłem się w fabułę powieści, gdy nagle usłyszałem czyjś głos z oddali. Był cichy lecz słyszalny. Zaciekawiony odłożyłem książkę obok siebie i podążyłem za głosem. Dźwięk doprowadził mnie do skraju polany. Jakaś postać stała odwrócona do mnie plecami, mówiąc coś do kota siedzącego, na gałęzi nad jego głową.

-Pussy, złaź stamtąd, błagam. - mówiłam łamiącym się głosem chłopak przede mną.
-Koteczku nie rób mi tego. Chodź dam ci w domku mleka i chrupki. Proszę zejdź. - ponowił prośbę lecz tak jak wcześniej nie przyniosło to żadnego rezultatu.
Będąc świadkiem tej całej akcji, ledwo powstrzymałem śmiech cisnący mi się na twarzy. W przypływie nagłej odwagi podszedłem do nieznajomego i cicho zapytałem:
-Może ci jakoś pomóc ?

Słysząc mój głos podskoczył momentalnie i odwrócił w moją stronę. Od razu na kolana powaliła mnie głębia i zieleń jego oczu. Rozczochrane, kręcone włosy doprowadziły do utarty tchu, a sposób w jaki przygryzł dolna wargę sprawił iż zabrakło mi słów.

-Jejku, jak dobrze, że ktoś tu jest prócz mnie. - wyszeptał. - Widzisz co się stało ? Mój kotek wskoczył na drzewo i nie chcę zejść. Jestem załamany. Co jeśli zostanie tam na zawsze ? - zaczął histeryzować, a w jego oczach zaszkliły się łzy.

-Nie płacz zdejmiemy go stamtąd. Nie martw się. - powiedziałem odrywając wzrok od jego pięknej twarzy. Podszedłem bliżej do drzewa stanąłem na palcach i wyciągnąłem ramiona w stronę kota. - Chodź tutaj mała. - wyszeptałem w jej stronę. Zauważyłem, że szykuję się do skoku i już po chwili miałem ją w swoich ramionach. Nagle poczułem ramiona silnie mnie owijające.

-Tak strasznie ci dziękuję. Jestem twoim dłużnikiem, Nie wyobrażam sobie co bym zrobił gdyby nie ty. Alex to moja jedyna przyjaciółka odkąd się tu wprowadziłem. Jakoś nikt nie chciał się ze mną zaprzyjaźnić. Tylko ta kotka jest moją towarzyszką. Jak mogę ci się odwdzięczyć ? - zapytał puszczając mnie z objęć i odbierając kota.

-Zrobiłem to z dobrego serca. Cieszę się, że mogłem pomóc.

-To słodkie. Mam na imię Harry, Harry Styles, a ty ? - powiedział wyciągając do mnie wolną dłoń na przywitanie.

-Jestem Louis Tomlinson.

-Witam przyjacielu. - powiedział Harry z najszerszym i najpiękniejszym uśmiechem jaki kiedykolwiek dany mi było zobaczyć.

Tak właśnie poznałem mojego pierwszego i jedynego, najlepszego przyjaciela.
Spędziliśmy ze sobą całe wakacje. Spotykaliśmy się codziennie, chodziliśmy na spacery, pomagałem Harry'emu w nauce, ponieważ miał pewne braki z poprzednich lat. Był ode mnie rok młodszy więc nie było praktycznie żadnej różnicy wieku. Dowiedziałem się, że jego rodzice się rozwiedli i dlatego zamieszkali w Holmes Chapel. Harry miał również starszą siostrę Gemmę. To głównie ona się nim zajmowała, ponieważ mama przez wiele godzin siedziała w pracy i nie miała czasu by zajmować się dorastającym synem. Styles był tak samo samotny jak ja więc idealnie się dobraliśmy. Oboje nigdy nie posiadaliśmy przyjaciół. Jednak z zupełnie innych powodów. Ja byłem postrzegany jako nic nie warty kujon, a Harry był po prostu zbyt zamknięty w sobie, by nawiązać jakiś kontakt. Razem jakby przełamaliśmy granice i mury, które nieświadomie zbudowaliśmy wiele lat wcześniej, by odseparować się od ludzi.

Jednak nic nie trwało wiecznie. Kiedy zdałem maturę i ukończyłem liceum postanowiłem wyjechać z miasta. Wiedziałem że dalej tam mieszkając wiele nie osiągnę. Marzyłem o zostaniu lekarzem, pomaganiu ludziom i to był mój cel życiowy. Ukrywałem przed Harry'm fakt iż wyjeżdżam. Nienawidziłem pożegnań, a przecież on był moim najlepszym przyjacielem, wiem że nie obyłoby się bez łez i namawiania na zostanie. Byłem świadom iż gdyby to Harry rozpłakał się i błagał bym nie wyjeżdżał zostałbym z nim. Nie byłbym w stanie go opuścić. Dlatego trzymałem to w sekrecie do samego końca.
Nigdy osobiście nie pożegnałem Harry'ego. Przyszedłem do niego w nocy przed wyjazdem. Zakradłem się przez otwarte okno do jego pokoju. Było bardzo późno i słodko spał przytulony do swojej maskotki, a w nogach jego łóżka drzemała jego ruda kocica. Ten widok był przeuroczy, jak zresztą sam Harry. Kiedy widziałem tego chłopaka moje serce biło szybciej niż powinno. Czułem jak usta wyginają się w uśmiechu, a dłonie świerzbią by tylko zatopić palce w jego ciemnych, bujnych loczkach. To uczucie, które się we mnie budziło widząc go i przebywając w jego towarzystwie chyba ostatecznie przekonała mnie do wyjazdu. Przestraszyłem się tego co mogło się stać. Od dłuższego czasu podejrzewałem, że coś do niego czuję i że zupełnie nie pociągają mnie dziewczyny, ale to stało się tak nagle. Zakochałem się po uszy w moim najlepszym przyjacielu.
A co najgorsze uciekłem jak tchórz.

Podszedłem do jego łóżka siadając na brzegu. Ręką przejechałem delikatnie po jego policzku. Usłyszałem pomruk, podobny do mruczenia kota. Zaśmiałem się mimowolnie i złożyłem delikatny pocałunek na jego wargach. Nie mam pojęcia co mną kierowało, ale czułem iż na tym najbardziej mi zależy i co muszę uwiecznić w swojej pamięci. Zdawałem sobie sprawę, że jeśli wyjadę, nie wrócę tak prędko. Wiedziałem iż tak pochłonie mnie nauka i dążenie do perfekcji, że nie znajdę czasu na własnego przyjaciela.

Wstając z łóżka Harry'ego zbliżyłem się do jego biurka. Chwilę się zastanawiałem co powinienem zrobić ale w ostateczności, po cichu otwarłem jeden z jego zeszytów, wyrwałem pojedynczą kartkę i zacząłem pisać wszystko co leżało mi na sercu. Zwierzyłem się ze wszystkiego, zaczynając od moich uczuć względem niego, kończąc na prośbie o wybaczenie i obietnicy, że po niego wrócę. Zostawiłem również swój nowy adres tak by kiedyś w razie czego mógł mnie odwiedzić.
Jeszcze raz pocałowałem nic nie świadomego chłopaka i wyszedłem z jego domu po raz ostatni.


Wyjeżdżając miałem nadzieję, że wszystko się ułoży. Że moja przyjaźń ze Styles'em przetrwa, bo przecież mamy XXI wiek i istnieje coś takiego jak telefon bądź internet. Mimo masy nauki zawsze znalazłbym dla niego czas. Tęskniłem i każdej nocy myślałem o nim spoglądając w ekran komórki. Przez 5 lat ani razu nie zadzwoniła. Ani razu nie dostałem smsa, ani połączenia. Ja osobiście próbowałem się z nim skontaktować jednak na marne. Nikt nie odpowiadał. Byłem zmartwiony. Zastanawiałem się czy to może mój list go tak przeraził, czy może skrzywdziłem go tym nagłym wyjazdem. Miałem wiele pytań ale nikt na nie nie odpowiedział.

Moje życie po wyjeździe okazało się pasmem nieszczęść i wypadków. Podczas jednej z imprez nadużyłem alkoholu. Był to pierwszy i jedyny raz kiedy wypiłem tyle by nie pamiętać co robiłem przez ostatnie kilka godzin. Cóż po moim zachowaniu zostały ślady. Tak jak się pewnie domyślacie. Louis Tomlinson został tatusiem. Nie zrozumcie mnie źle, kochałem to dziecko, ale inaczej wyobrażałem sobie życie w Londynie. Nigdy nie dokończyłem studiów. Poszedłem do pracy by móc utrzymać siebie i małe dziecko. Jego matka tak jak niespodziewanie pojawiła się w moim życiu tak i zniknęła. Umarła przy porodzie zostawiając mnie samego z malutką Darcy.
Na początku było ciężko jak zawsze, ale poradziłem sobie.
Niedługo po tym zdarzeniu zginęli moi rodzice. Był to ogromny cios. Nie widziałem ich przez kilka lat. Nigdy nie wróciłem do miasta nawet by się z nimi spotkać. Później miałem wyrzuty sumienia, ale to nic nie dało. Byłem ich jedynym synem, a z bym zajęty sobą nie pomyślałem nawet by ich odwiedzić.
Płakałem wiele godzin, dni, tygodni. Nie zjawiłem się na ich pogrzebie. Byłem w zbyt wielkiej rozsypce. Moja córeczka przyglądała mi się ze zmartwieniem w oczach. Taka malutka, a już taka mądra. Siadała mi na kolanach i głaskała po policzku, dodając otuchy.
Była śliczna, pogodna i tak bardzo przypominała mi kogoś kogo straciłem parę lat wcześniej. Miała duże zielone oczy i kasztanowe loczki. Odziedziczyła to po mamie. Kiedy obudziłem się rankiem w łóżku tej dziewczyny wiedziałem dlaczego na nią padło. Była tak łudząco podobna do Harry'ego iż można się było pomylić. Te cechy wyglądu ewidentnie po niej odziedziczyła, co nie ułatwiało sprawy. Patrząc na nią moje myśli wracały do przeszłości. Nie mogłem zapomnieć i w głębi duszy nie chciałem.

Wiedziałem, że już dawno powinienem wrócić i po pewnym czasie odważyłem się. Spakowałem nasze rzeczy, złożyłem wymówienie w pracy i wyjechałem. Chciałem zacząć nowe życie. W Holmes Chapel, gdzie wszystko się zaczęło.