Zawsze pragnąłem mieć więcej niż
posiadałem. Dążyłem w życiu do tego by osiągnąć jak
najwięcej. Dawałem od siebie tyle ile mogłem, co się opłacało.
W szkole miałem najlepsze stopnie, co
mnie satysfakcjonowało, jednak doskwierała mi samotność. Ludzie
oceniali mnie nie mając kompletnego pojęcia kim jestem. Kojarzyli
mnie tylko z tego, że byłem na zdjęciach w gazetkach szkolnych z
pucharem w ręce za wygrane olimpiady.
Nie było dla mnie rzeczy niemożliwych,
jeśli w grę wchodziła nauka.
Rozumiałem wszystko. Z niewiarygodną
prędkością opanowywałem materiał tak, że przeskoczyłem parę
klas. Jako szesnastolatek byłem już w drugiej klasie liceum. Tam
patrzyli się na mnie jak na prawdziwego odmieńca. Na korytarzu
omijali mnie szerokim łukiem, tak by nawet przez przypadek się o
mnie nie obetrzeć.
Wiele godzin spędziłem siedząc w
kącie pokoju, płacząc z bezsilności i samotności.
O tak... samotność. To nieodzowna
część mojego życia. Skupiałem się na osiąganiu moich celów,
wywyższania się ponad przeciętność, zamiast na szukaniu
przyjaciół.
Tak więc przez wiele lat jedynymi
osobami, które poświęcały mi czas byli moi rodzice i nauczyciele.
Ci pierwsi wspierali mnie i pocieszali
w trudnych momentach, za to drudzy chwalili ile się tylko dało za
to jak godnie reprezentuję szkołę.
Przez pewien czas odpowiadał mi taki
układ. Lecz kiedy nadszedł koniec roku szkolnego i rozpoczęły
wakacje, coś we mnie pękło. Siedząc na werandzie domu, z książką
na kolanach, obserwowałem każdego dnia przechadzające się grupki
znajomych. Śmiali się z każdej drobnostki, przytulali się i po
ich twarzach było widać szczęście. Uśmiech był przyklejony do
ich twarzy i gdy wracali tą samą drogą wiele godzin później on
dalej nie znikał.
Kiedy ja patrzyłem w lustro widziałem
jedynie średniego wzrostu nastolatka, w okularach i książką w
ręce, która zawsze się tam znajdowała jakby została przyklejona
niezwykle mocnym klejem.
Cóż tak właśnie czułem się
dobrze. Nie zwracano na mnie uwagi i mogłem żyć w swoim świecie.
Świecie książek i nauk ścisłych. Jednak tak jak wcześniej
nadmieniłem, z czasem zaczęło mi czegoś brakować. Przyjaciela,
któremu mógłbym się wyżalić, lub pochwalić nowo zdobytą
nagrodą. Przyjaciela, którego mógłbym przytulić i tak jak te
pary na ulicy, śmiać się z nim tak długo aż zdrętwiała by mi
szczęka.
Chciałem mieć po prostu kogoś na
tyle bliskiego bym poczuł, że jestem dla kogoś ważny.
Moje marzenia rozkwitały z czasem.
Zastanawiałem się czy kiedyś będzie mi dane przeżyć tyle ile
moi rówieśnicy. Widziałem zaniepokojone twarze moich rodziców,
gdy widzieli jak smutny siedzę i wpatruję w grupy młodzieży.
Martwili się o mnie, wiele razy namawiali, bym odłożyć chodź na
chwilę te książki i wyszedł na spacer. Zachęcali, błagali, ale
nie słuchałem ich. Z jednej strony wiedziałem, że źle postępuję,
że w ten sposób nigdy się nie otworzę na ludzi. Lecz zamknięcie
się w czterech ścianach było łatwiejsze. Może brakowało mi
motywacji do działania ? Nie... tu chodziło o coś innego. Raczej o
fakt iż mogłem zostać odrzucony. Bałem się że ktoś może mnie
zranić. Pobawi się mną, da nadzieję, że w końcu nie jestem sam,
a później odstawi na bok, tłumacząc, że to były tylko żarty.
Tydzień po rozpoczęciu się
wakacji, coś we mnie pękło. Narzuciłem na siebie granatową
bluzę, zabrałem książkę w dłoń i wybiegłem z domu. Szedłem
szybkim krokiem wzdłuż ulicy, szukając jakiegoś spokojnego
miejsca. Czułem wzrok ludzi na sobie. Może mi się zdawało lub
nie, ale mierzyli mnie swoimi oczami jakbym był jakimś potworem.
Często wydawało mi się, że patrzą na mnie jak na odmieńca,
którym przysięgam nie byłem. Bo jak zamkniętego w sobie,
samotnego i załamanego psychicznie, nastolatka można nazwać
odmieńcem ? Nie każdy rodzi się z super, przebojową osobowością.
Niektórzy rodzą się nieśmiali i wrażliwi. I niestety padło na
mnie, że musiałem się taki rodzić.
Po długim spacerze, w końcu
dotarłem do spokojnego miejsca. Właściwie nigdy tam nie byłem.
Tak bardzo zatraciłem się w swoich rozmyślaniach, że nie
zauważyłem iż dawno za mną zniknęły zabudowania miasta.
Trafiłem na niewielką polanę. Z daleka słyszałem szum rzeki.
Dookoła otaczały mnie drzewa, rzucające cień na wysoką trawę.
Gdzieniegdzie można było dostrzec fioletowe, bądź czerwone
kwiaty. Nie ukrywam było to cudowne miejsce. Wciąż napawając się
pięknem otaczającej mnie przyrody, usiadłem pod wielkim dębem,
rosnącym na samym środku owej polany. Otworzyłem książkę i
zacząłem czytać jej zawartość. Po raz pierwszy od dawna nie była
to książką naukowa lub poradnik młodego chemika. Wziąłem coś
by się odprężyć i zrelaksować. Zagłębiłem się w fabułę
powieści, gdy nagle usłyszałem czyjś głos z oddali. Był cichy
lecz słyszalny. Zaciekawiony odłożyłem książkę obok siebie i
podążyłem za głosem. Dźwięk doprowadził mnie do skraju polany.
Jakaś postać stała odwrócona do mnie plecami, mówiąc coś do
kota siedzącego, na gałęzi nad jego głową.
-Pussy, złaź stamtąd, błagam. -
mówiłam łamiącym się głosem chłopak przede mną.
-Koteczku nie rób mi tego. Chodź
dam ci w domku mleka i chrupki. Proszę zejdź. - ponowił prośbę
lecz tak jak wcześniej nie przyniosło to żadnego rezultatu.
Będąc świadkiem tej całej akcji,
ledwo powstrzymałem śmiech cisnący mi się na twarzy. W przypływie
nagłej odwagi podszedłem do nieznajomego i cicho zapytałem:
-Może ci jakoś pomóc ?
Słysząc mój głos podskoczył
momentalnie i odwrócił w moją stronę. Od razu na kolana powaliła
mnie głębia i zieleń jego oczu. Rozczochrane, kręcone włosy
doprowadziły do utarty tchu, a sposób w jaki przygryzł dolna wargę
sprawił iż zabrakło mi słów.
-Jejku, jak dobrze, że ktoś tu
jest prócz mnie. - wyszeptał. - Widzisz co się stało ? Mój kotek
wskoczył na drzewo i nie chcę zejść. Jestem załamany. Co jeśli
zostanie tam na zawsze ? - zaczął histeryzować, a w jego oczach
zaszkliły się łzy.
-Nie płacz zdejmiemy go stamtąd.
Nie martw się. - powiedziałem odrywając wzrok od jego pięknej
twarzy. Podszedłem bliżej do drzewa stanąłem na palcach i
wyciągnąłem ramiona w stronę kota. - Chodź tutaj mała. -
wyszeptałem w jej stronę. Zauważyłem, że szykuję się do skoku
i już po chwili miałem ją w swoich ramionach. Nagle poczułem
ramiona silnie mnie owijające.
-Tak strasznie ci dziękuję. Jestem
twoim dłużnikiem, Nie wyobrażam sobie co bym zrobił gdyby nie ty.
Alex to moja jedyna przyjaciółka odkąd się tu wprowadziłem.
Jakoś nikt nie chciał się ze mną zaprzyjaźnić. Tylko ta kotka
jest moją towarzyszką. Jak mogę ci się odwdzięczyć ? - zapytał
puszczając mnie z objęć i odbierając kota.
-Zrobiłem to z dobrego serca.
Cieszę się, że mogłem pomóc.
-To słodkie. Mam na imię Harry,
Harry Styles, a ty ? - powiedział wyciągając do mnie wolną dłoń
na przywitanie.
-Jestem Louis Tomlinson.
-Witam przyjacielu. - powiedział
Harry z najszerszym i najpiękniejszym uśmiechem jaki kiedykolwiek
dany mi było zobaczyć.
Tak właśnie poznałem mojego
pierwszego i jedynego, najlepszego przyjaciela.
Spędziliśmy ze sobą całe wakacje.
Spotykaliśmy się codziennie, chodziliśmy na spacery, pomagałem
Harry'emu w nauce, ponieważ miał pewne braki z poprzednich lat. Był
ode mnie rok młodszy więc nie było praktycznie żadnej różnicy
wieku. Dowiedziałem się, że jego rodzice się rozwiedli i dlatego
zamieszkali w Holmes Chapel. Harry miał również starszą siostrę
Gemmę. To głównie ona się nim zajmowała, ponieważ mama przez
wiele godzin siedziała w pracy i nie miała czasu by zajmować się
dorastającym synem. Styles był tak samo samotny jak ja więc
idealnie się dobraliśmy. Oboje nigdy nie posiadaliśmy przyjaciół.
Jednak z zupełnie innych powodów. Ja byłem postrzegany jako nic
nie warty kujon, a Harry był po prostu zbyt zamknięty w sobie, by
nawiązać jakiś kontakt. Razem jakby przełamaliśmy granice i
mury, które nieświadomie zbudowaliśmy wiele lat wcześniej, by
odseparować się od ludzi.
Jednak nic nie trwało wiecznie. Kiedy
zdałem maturę i ukończyłem liceum postanowiłem wyjechać z
miasta. Wiedziałem że dalej tam mieszkając wiele nie osiągnę.
Marzyłem o zostaniu lekarzem, pomaganiu ludziom i to był mój cel
życiowy. Ukrywałem przed Harry'm fakt iż wyjeżdżam.
Nienawidziłem pożegnań, a przecież on był moim najlepszym
przyjacielem, wiem że nie obyłoby się bez łez i namawiania na
zostanie. Byłem świadom iż gdyby to Harry rozpłakał się i
błagał bym nie wyjeżdżał zostałbym z nim. Nie byłbym w stanie
go opuścić. Dlatego trzymałem to w sekrecie do samego końca.
Nigdy osobiście nie pożegnałem
Harry'ego. Przyszedłem do niego w nocy przed wyjazdem. Zakradłem
się przez otwarte okno do jego pokoju. Było bardzo późno i słodko
spał przytulony do swojej maskotki, a w nogach jego łóżka
drzemała jego ruda kocica. Ten widok był przeuroczy, jak zresztą
sam Harry. Kiedy widziałem tego chłopaka moje serce biło szybciej
niż powinno. Czułem jak usta wyginają się w uśmiechu, a dłonie
świerzbią by tylko zatopić palce w jego ciemnych, bujnych
loczkach. To uczucie, które się we mnie budziło widząc go i
przebywając w jego towarzystwie chyba ostatecznie przekonała mnie
do wyjazdu. Przestraszyłem się tego co mogło się stać. Od
dłuższego czasu podejrzewałem, że coś do niego czuję i że
zupełnie nie pociągają mnie dziewczyny, ale to stało się tak
nagle. Zakochałem się po uszy w moim najlepszym przyjacielu.
A co najgorsze uciekłem jak tchórz.
Podszedłem do jego łóżka siadając
na brzegu. Ręką przejechałem delikatnie po jego policzku.
Usłyszałem pomruk, podobny do mruczenia kota. Zaśmiałem się
mimowolnie i złożyłem delikatny pocałunek na jego wargach. Nie
mam pojęcia co mną kierowało, ale czułem iż na tym najbardziej
mi zależy i co muszę uwiecznić w swojej pamięci. Zdawałem sobie
sprawę, że jeśli wyjadę, nie wrócę tak prędko. Wiedziałem iż
tak pochłonie mnie nauka i dążenie do perfekcji, że nie znajdę
czasu na własnego przyjaciela.
Wstając z łóżka Harry'ego zbliżyłem
się do jego biurka. Chwilę się zastanawiałem co powinienem zrobić
ale w ostateczności, po cichu otwarłem jeden z jego zeszytów,
wyrwałem pojedynczą kartkę i zacząłem pisać wszystko co leżało
mi na sercu. Zwierzyłem się ze wszystkiego, zaczynając od moich
uczuć względem niego, kończąc na prośbie o wybaczenie i
obietnicy, że po niego wrócę. Zostawiłem również swój nowy
adres tak by kiedyś w razie czego mógł mnie odwiedzić.
Jeszcze raz pocałowałem nic nie
świadomego chłopaka i wyszedłem z jego domu po raz ostatni.
Wyjeżdżając miałem nadzieję, że
wszystko się ułoży. Że moja przyjaźń ze Styles'em przetrwa, bo
przecież mamy XXI wiek i istnieje coś takiego jak telefon bądź
internet. Mimo masy nauki zawsze znalazłbym dla niego czas.
Tęskniłem i każdej nocy myślałem o nim spoglądając w ekran
komórki. Przez 5 lat ani razu nie zadzwoniła. Ani razu nie dostałem
smsa, ani połączenia. Ja osobiście próbowałem się z nim
skontaktować jednak na marne. Nikt nie odpowiadał. Byłem
zmartwiony. Zastanawiałem się czy to może mój list go tak
przeraził, czy może skrzywdziłem go tym nagłym wyjazdem. Miałem
wiele pytań ale nikt na nie nie odpowiedział.
Moje życie po wyjeździe okazało się
pasmem nieszczęść i wypadków. Podczas jednej z imprez nadużyłem
alkoholu. Był to pierwszy i jedyny raz kiedy wypiłem tyle by nie
pamiętać co robiłem przez ostatnie kilka godzin. Cóż po moim
zachowaniu zostały ślady. Tak jak się pewnie domyślacie. Louis
Tomlinson został tatusiem. Nie zrozumcie mnie źle, kochałem to
dziecko, ale inaczej wyobrażałem sobie życie w Londynie. Nigdy nie
dokończyłem studiów. Poszedłem do pracy by móc utrzymać siebie
i małe dziecko. Jego matka tak jak niespodziewanie pojawiła się w
moim życiu tak i zniknęła. Umarła przy porodzie zostawiając
mnie samego z malutką Darcy.
Na początku było ciężko jak zawsze,
ale poradziłem sobie.
Niedługo po tym zdarzeniu zginęli moi
rodzice. Był to ogromny cios. Nie widziałem ich przez kilka lat.
Nigdy nie wróciłem do miasta nawet by się z nimi spotkać. Później
miałem wyrzuty sumienia, ale to nic nie dało. Byłem ich jedynym
synem, a z bym zajęty sobą nie pomyślałem nawet by ich odwiedzić.
Płakałem wiele godzin, dni, tygodni.
Nie zjawiłem się na ich pogrzebie. Byłem w zbyt wielkiej rozsypce.
Moja córeczka przyglądała mi się ze zmartwieniem w oczach. Taka
malutka, a już taka mądra. Siadała mi na kolanach i głaskała po
policzku, dodając otuchy.
Była śliczna, pogodna i tak bardzo
przypominała mi kogoś kogo straciłem parę lat wcześniej. Miała
duże zielone oczy i kasztanowe loczki. Odziedziczyła to po mamie.
Kiedy obudziłem się rankiem w łóżku tej dziewczyny wiedziałem
dlaczego na nią padło. Była tak łudząco podobna do Harry'ego iż
można się było pomylić. Te cechy wyglądu ewidentnie po niej
odziedziczyła, co nie ułatwiało sprawy. Patrząc na nią moje
myśli wracały do przeszłości. Nie mogłem zapomnieć i w głębi
duszy nie chciałem.
Wiedziałem, że już dawno powinienem
wrócić i po pewnym czasie odważyłem się. Spakowałem nasze
rzeczy, złożyłem wymówienie w pracy i wyjechałem. Chciałem
zacząć nowe życie. W Holmes Chapel, gdzie wszystko się zaczęło.
Niesamowite , tak jak poprzednie :* Bardzo spodobał mi się prolog , czekam na rozdziały !! Kocham cię <3
OdpowiedzUsuńOhhh cicho :D Ty nie jesteś obiektywna kochanie ;p
UsuńCudowne, zapowiada sie tak samo zajebiste jak poprzednie twoje opowiadanie. Cokolwiek byś nie napisała jest świetne <3
OdpowiedzUsuńCzekam na rozdział :)
@kevinomania
Dziękuję :D
Usuńświetne *___* już nie mogę się doczekać następnych rozdziałów <33
OdpowiedzUsuńJuż wstawiłam pierwszy rozdział :p
UsuńZajebisty prolog!!!!!!!Zresztą jak twoje poprzednie opowiadania,czekam na dalsze rozdziały.Już nie mogę się doczekać!!!!!!!
OdpowiedzUsuń;*******
Ohh.. thx :D
UsuńTY JUŻ KOCHANIE WIESZ, CO SĄZDE O TYM I MYŚLĘ ŻE TO WYSTARCZY.
OdpowiedzUsuńKOCHAM CIĘ, TĘSKNIE ZA GRZEGORZEM I CAŁUJĘ!
ULA
No wiem wiem :***
UsuńTeż tęsknie skarbie :D
pytanko kiedy następny rozdział???????
OdpowiedzUsuń;*******
JUŻ JEST :d
UsuńBoże , cudowne *-*
OdpowiedzUsuńOjjj thx ;p
UsuńKiedy dodasz pierwszy rozdział??? ^^
OdpowiedzUsuńDodałam :D
UsuńKiedy będzie pierwszy rozdział, o ile będzie? ;)
OdpowiedzUsuń@kevinomania
Już jest kochana ;d
UsuńKiedy pierwszy rozdział?
OdpowiedzUsuńJUŻ JESTTTTTTTTTTT :d
Usuń